Mam nadzieję, że są jeszcze osoby, które chcę czytać to opowiadanie.
W sumie to nie wiem co mam jeszcze napisać. A postaram się, żeby pojawił się niedługo jakiś jedno-part. Mam kilka już napisanych, ale nie umiem się zdecydować do wstawić. :)
Nie zanudzam już i zapraszam do czytania. :)
01.10.2014r.
Niestety nie samymi przyjemnościami człowiek żyje. Chcąc pokazać się z jak najlepszej strony w nowym klubie musiałam ostro wziąć się do pracy. Pierwszy tydzień mogłam przeznaczyć na rozpoznawanie terenu, ale z czasem trzeba było przejść do konkretów. Razem z prezesem ustaliłam godziny mojego "urzędowała". Oczywiście w to wszystko trzeba wliczyć wyjazdy i ewentualne porady "po godzinach". Tak to wygląda teoretycznie, ale rzadko kiedy trzymam się sztywno wyznaczonych granic. W praktyce do dyspozycji zawodników jestem 24 godziny na dobę. Każdy może zadzwonić do mnie o dowolnej porze dnia i nocy. Po części sama jestem sobie winna. Czysto zawodowo chciałabym pomagać każdemu, bez względu na okoliczności. Już jak byłam w Bełchatowie siatkarze zwracali się do mnie z problemami nawet wtedy kiedy akurat odwiedzałam rodziców, czy miałam wolne. Potrafiłam wsiąść w samochód, przejechać kilkaset kilometrów, tylko po to, żeby porozmawiać z zawodnikiem. Nie powiem za to wszyscy byli mi bardzo wdzięczni. Czasami zdarzało się nawet, że pomagałam panom w kupowaniu prezentów, czy obmyślaniu niespodzianek dla swoich ukochanych. Niezły paradoks, kiedy najpierw zabawiał się ze mną, a potem chciał okazywać swoją dozgonną miłość wybrance serca. Właśnie za to nie cierpię facetów. Chyba kłamstwo, to ich drugie imię.
Najlepszym lekarstwem na odgonienie takich myśli jest praca. Zabierając ze sobą potrzebne dokumenty udałam się na halę, gdzie własnie rozpoczynał się trening. Usiadłam, gdzieś z dala, by w spokoju oglądać poczynania zawodników. Właśnie z takich obserwacji można wyciągnąć całkiem ciekawe wnioski. Swoje przemyślenia od razu przelewałam na papier, dzięki temu będzie mi później łatwiej analizować zachowania siatkarzy. Patrząc na każde zagranie zastanawiałam się ile innych czynników musi stać za tym jednym zbiciem piłki. Dla postronnego widza, to tylko zwykły atak. Dla zawodnika to nie jest takie proste. Tak na prawdę, to bardzo złożony proces. Aby zostać zauważonym przez dobry klub najpierw trzeba włożyć w to cholernie dużo wysiłku i to nie tylko fizycznego. Przede wszystkim taka osoba musi zdecydować co jest dla niej ważniejsze gra, czy inne przyjemności otaczającego świata. Niestety nie można mieć wszystkiego i trzeba z czegoś zrezygnować. By być najlepszym należy całkowicie skupić się na treningach, podnoszeniu swoich umiejętności. W tym momencie nie ma miejsca na wypady z kumplami, imprezy do rana. Jeżeli chce się być profesjonalistą, to właśnie takie rzeczy muszą zejść na dalszy plan. Kiedy dołączy się do dobrego klubu nie można osiąść na laurach. Właśnie tutaj jeszcze bardziej należy pracować nad sobą, bo w każdej chwili ktoś może cię wygryźć. Nie może być miejsca na słabości. Albo się jest najlepszym, albo grzeje ławę. Niejednokrotnie zawodnicy nie radzą sobie z taką presją i potrzebują pomocy. Oczywiście nie każdy jest w stanie przyznać się do tego otwarcie. Część graczy woli zgrywać twardziela mimo, że w środku ciężko mu udźwignąć cały ten ciężar nałożony na jego barki. I własnie w takim momencie moja rola nabiera znaczenia. Tylko jak tu przekonać tych upartych, odrzucających pomocną dłoń?
Moje rozmyślania tak mnie pochłonęły, że nie zauważyłam kiedy trening dobiegł końca. Otrząsając się z letargu pozbierałam swoje rzeczy i szybko zeszłam na boisko.
Moje rozmyślania tak mnie pochłonęły, że nie zauważyłam kiedy trening dobiegł końca. Otrząsając się z letargu pozbierałam swoje rzeczy i szybko zeszłam na boisko.
-Mogę zając chwilę? - zapytałam nieśmiało grupę wielkoludów
-Jasne. - odezwał się przyjaźnie kapitan zespołu, Michał Łasko
-Mam do was dwie sprawy. Po pierwsze na tych kartkach - pokazałam panom plik kartek, które trzymałam w ręce - macie dokładne godziny, w których będzie mnie można zastać w moim gabinecie w klubie. Dodatkowo macie też tam mój numer służbowy i w na prawdę nagłych przypadkach prywatny.
-Czyli, co możemy do ciebie dzwonić prywatnie? - odezwał się jeden z siatkarzy
-Raczej nie. - pokręciłam głową - Poza tym chciałabym, żebyście wypełnili dwa testy, które przygotowałam. Byłabym wdzięczna, gdybyście rozwiązali je do jutra. Nie będę ukrywać, że zależy mi na czasie.
-Zabawa w testy? To chyba dobre dla nastolatek. - wtrącił się Bartman
-Zbyszek zachowaj takie komentarze dla siebie. No chyba, że pytania wydają się dla ciebie za trudne, to specjalnie przygotuję prostszy test, taki dla nastolatków. - prychnęłam spoglądając na przyjmującego
Zbyszek nic więcej nie powiedział, tylko zabrał swój bidon i udał się w kierunku szatni. Byłam z siebie dumna, że nie dałam się wyprowadzić z równowagi. Podoba mi się takie postawienie sprawy. Niech wszyscy wiedzą, iż ze mną się nie zadziera. Uśmiechając się pod nosem wróciłam do swojego gabinetu. Rozsiadając się wygodnie na fotelu zaczęłam przeglądać notatki z treningu. Ewidentnie z nich wynika, że wyróżniający się przyjmujący lubi przewodzić na boisku. To właśnie on zaraz po trenerze ma najwięcej do powiedzenia, chociaż nie zawsze cała reszta go słucha. Nie powiem bardzo ciekawy przypadek, z którym sobie znakomicie poradzę. Coś czuję, że ze Zbyszkiem nie obędzie się bez spięć. Na takie "ciężkie" przypadki czekam.
Jakież było moje zdziwienie kiedy następnego dnia Bartman jako pierwszy zjawił się w moim gabinecie z wypełnionymi testami. Byłam tym faktem bardzo zaskoczona. Miałam pewność, że jako jedyny zlekceważy moją prośbę. Lubię takie pozytywne niespodzianki. Żeby podnieść mu nieco ciśnienie udawałam, że go nie widzę. Teraz całą swoją uwagę przerzuciłam na papiery leżące na biurku. Kiedy przyjmujący opuszczał moje pomieszczenie z lekką wściekłością, delikatnie się uśmiechnęłam. 1:0 dla mnie. Właśnie takie drobne rzeczy sprawiały mi ogromną radość. Z drugiej strony Zbyszek bardzo mnie intrygował. Jego mocny charakter przyciągał jak magnes. Mam nadzieje, że szybko uda mi się odkryć jego sekrety. Liczę na kilka moich psychologicznych trików.
Z godziny na godzinę w moich biurze miałam coraz więcej testów, które rozdałam wczoraj zawodnikom. Ucieszyłam się z tego powodu. Przeliczając kartki zdałam sobie sprawę, że jeszcze jednej brakuje. Przeglądając nazwiska zauważyłam nie ma testu od Kosoka. Czyżby ten cichy i niepozorny środkowy próbował wymigać się od postawionego mu zadania? Akurat po nim nie spodziewałabym się czegoś takiego. Liczyłam bardziej, że zjawi się jako pierwszy. Czybym pierwszy raz w mojej psychologicznej karierze się pomyliła? Kiedy już powoli godziłam się z mała porażką usłyszałam pukanie do drzwi. Poprawiając niesforny kosmyk włosów zaprosiłam gościa do środka.
-Cześć, mam nadzieję, że nie przeszkadzam? - podnosząc głowę znad dokumentów ujrzałam właściciela brakującego testu
-Zapraszam do środka. - uśmiechnęłam się - Co cię do mnie sprowadza?
-Oddaję wypełniony test. Mam nadzieję, że zdążyłem.
-Nie wyznaczałam jakieś sztywnej granicy czasu. Prosiłam, tylko żeby w miarę możliwości oddać mi je dzisiaj. Skoro dzień się jeszcze nie skończył, to zdążyłeś. - odparłam zabierając grześkowy test
-W takim razie super. W ogóle jak tam się odnajdujesz w nowym miejscu? - środkowy rozsiadł się wygodnie na krześle
-Powoli się przyzwyczajam. Zdarza mi się czasem zgubić w mieście, ale jakoś daję radę. Ty w sumie też pierwszy sezon w Jastrzębiu. - spojrzałam na mężczyznę, bawiąc się kosmykiem włosów
-Fakt, oboje jesteśmy tutaj nowi. Będę uciekał, bo za chwilę zaczyna się trening. To, ten, yyy Cześć. - Grzesiek wyszedł z mojego gabinetu jak oparzony
-Cześć, cześć.
Zaskoczyło takie nerwowe zachowanie siatkarza. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałam. Czyżbym, aż tak go onieśmieliła? Zaczyna mi się to bardzo podobać. W sumie, jakby nie patrzeć, to Grzesiek jest bardzo przystojny. Taki trochę mój typ. Przez myśl przemknęło mi nawet, że mały podryw byłby całkiem miłą rozrywką. Dla mnie to nic trudnego. Przecież zwykle wystarczy tylko trochę się pouśmiechać, zatrzepotać rzęsami i gość powinien być mój. Rozsiadając się wygodnie w fotelu postanowiłam, że od dzisiaj wcielę swój plan w życie. Na razie jednak muszę popracować nad wypełnionymi testami. Jest ich trochę, a chcę jak najszybciej mieć to opracowane, żeby wiedzieć "z kim mam do czynienia".
Po skończonej pracy jak zwykle pozbierałam swoje rzeczy i wolnym krokiem ruszyłam na parking. Akurat o tej samej porze swój wieczorny trening skończyli siatkarze. Momentalnie przypomniałam sobie o planie, który wcześniej wpadł mi do głowy. Zagryzając dolną wargę przyspieszyłam kroku. Najwyższa pora się zabawić. Widząc, że blisko mnie jest Grzesiek niby to przypadkiem z moich rąk wypadły teczki z dokumentami. Spoglądając kątem oka na środkowego miałam nadzieję, że szybko zareaguje. Niestety ku mojemu zdziwieniu zamiast Kosoka niespodziewanie pomoc zaoferował Zbyszek. Przeklinając pod nosem zaczęłam zbierać porozrzucane kartki. Byłam ściekła na Grzegorza, który tak mnie zignorował. Czyżbym własnie przegrała pierwsze starcie? Byłam tym faktem bardzo niepocieszona. Ze złości wzięłam od Bartmana resztę dokumentów i wrzuciłam je do samochodu.
-Złość piękności szkodzi. - usłyszałam gdzieś z prawej strony
-Co? - zapytałam gwałtownie odwracając głowę.
-Mówię tylko, żebyś się tak nie denerwowała, w końcu nic takiego się nie stało. - Zbyszek uśmiechnął się delikatnie, opierając się przy tym o mój samochód
-Nie wiem o co ci chodzi. W ogóle nie widzę powodu, dla którego miałbyś mi pomagać. - warknęłam spoglądając na przyjmującego
-Z reguły zawsze pomagam pięknej kobiecie, gdy jest w potrzebie.
-A jak jest brzydka? - zapytałam marszcząc brew
-To też, nie łap mnie za słówka. Jesteś dla mnie bardzo niemiła.
-Widocznie mam swoje powody. - prychnęłam - Może mam ci przypomnieć wczorajsze popołudnie?
-Oj tak jakoś wyszło. Chciałem się trochę popisać przed kumplami. - najgłupsze tłumaczenie facetów w takich idiotycznych sprawach. Popisywanie się przed kolegami, to było dobre, ale w podstawówce
-Powiem ci, że słabo wyszło. Na mnie takie coś nie działa i z reguły olewam takiego frajera. - odparłam z głupkowatym uśmiechem, dźgając przyjmującego w tors
-Hmm chyba w takim razie musiałaś zrobić wyjątek.
-Dlaczego?
-Rozmawiasz ze mną od kilku ładnych minut, więc wnioskuję, że albo zrobiłaś wyjątek, albo nie zaliczyłaś mnie grona frajerów.
-Jestem bardzo zmęczona i to dlatego. Skoro to wszystko, co chciałeś, to pozwól mi już wracać do domu. Chcę już w końcu zdjąć tą sukienkę i te cholerne szpilki. - szybko zmieniłam temat, bo nie miałam ochoty kontynuować tej pogawędki
-Seksownie wyglądasz w tym wydaniu. - Zbyszek szepnął mi to do ucha i zniknął
To ostatnie zdanie sprawiło, że poczułam przyjemne mrowienie w kręgosłupie. No proszę mój plan nie podziałał na Kosoka, ale w zamian Zbyszek powoli zaczyna wpadać w moje sidła. Ja to mam jednak talent. Nawet nieświadomie potrafię okręcić sobie faceta wokół palca. Przez takie zachowania coraz bardziej przekonuję się, że faceci to prosta maszyna, którą można łatwo sterować. W sumie skoro nie wyszło mi z jednym, to dlaczego nie mam zabawić się drugim? Skoro widzę, że w przypadku przyjmującego pójdzie mi szybciej, to żal byłoby nie skorzystać. Ta myśl znacznie poprawił mi humor i jakoś lżej było wracać do domu. Niestety szykując kolację ciągle w głowie siedział mi przystojny środkowy. Cholera dlaczego się tak dzieje? Przecież to tylko facet i nie powinnam się nim aż tak przejmować. Momentalnie poziom złości znowu we mnie wzrósł. Obiecałam sobie mieć takie rzeczy gdzieś, jednak tym razem to jest silniejsze.
Przez kolejne dni starałam się jakoś ogarnąć i całkowicie skupić na pracy. Było to jednak zadanie niewykonalne, w końcu codziennie miałam z nim styczność. Pilnowanie, żeby nawet nie spojrzeć w jego stronę przynosiła zupełnie odwrotny skutek. Na treningach mimowolnie spoglądałam w kierunku Grześka. "Edyta do cholery co się z tobą dzieje?" Za każdym razem kiedy zadawałam sobie to pytanie, ciężko było mi znaleźć odpowiedź. W końcu nie wytrzymałam i chcąc się jakoś wygadać zaprosiłam do siebie Kasię. Chociaż znamy się krótko, to czuję, że jej mogę zaufać. Tak więc od razu po pracy pognałam szybko do domu. Po drodze wstąpiłam tylko po dobre wino, bo mówienie o takich tematach łatwiej mi przychodzi, kiedy w moim organizmie krążą procenty.
-Kasia, powiedz mi, czy ze mną jest coś nie tak, czy tylko tak mi się wydaje? - odezwałam się kiedy napełniałam nasze puste już kieliszki
-Nie bardzo wiem o co ci chodzi. - blondynka usiadła wygodnie na kanapie i spojrzała na mnie wyczekująco.
-Bo widzisz jakoś nie umiem się ogarnąć. Wszystko przez Kosoka. - westchnęłam upijając łyk wina
-A co ma do tego Grzesiek? Edyta, nie obraź się ale coraz mniej cię rozumiem.- po minie blondynki widziałam, że powinnam przejść do konkretów. Szkoda, że to takie trudne
-Cholera. - warknęłam - Chyba mój urok osobisty na niego nie działa. Starałam się, żeby zwrócił na mnie uwagę, a on najzwyczajniej w świecie mnie olewa.
-Czyżby ktoś się tutaj zakochał? - sąsiadka poruszyła znacząco brwiami i zaczęła się śmiać
-Że niby ja? - tym razem to ja zaczęłam się śmiać jak opętana - W moim słowniku nie ma takiego słowa. Po prostu lubię zabawiać się z facetami i tyle. On miał znaleźć się na mojej liście.
-Mówisz to poważnie? - pani Gierczyńska spojrzała na mnie z niedowierzaniem
-Chcesz poznać o mnie całą prawdę? - zapytałam, chociaż było to pytanie retoryczne. Alkohol powoli zaczął robić swoje i bez oporów zaczęłam swoją nieco kompromitującą opowieść - Otóż moja droga faceci są dla mnie jak... jak chusteczki jednorazowe. To jest dobre określenie. Użyję go raz, a potem wyrzucam, jak niepotrzebne śmieci. To jest taka moja zemsta. Gdyby nie jeden palant pewnie dzisiaj byłabym szczęśliwa a tak, nie potrafię zaufać żadnemu facetowi. Żeby było ciekawiej nie patrzę na to, czy on jest zajęty, czy nie. I wiesz, co ci powiem? Wszyscy są tacy sami, każdy prędzej, czy później wymięka i ląduje w moim łóżku. - odparłam z nieukrywaną satysfakcją
-Chyba wypiłaś za dużo wina, bo zaczynasz bredzić. Może lepiej już nie pij. - Kasia chciała mi wziąć z ręki kieliszek, ale jej to skutecznie uniemożliwiłam
-Ja to mówię poważnie. Jak mi nie wierzysz, to mogę podać ci kilka numerów telefonów i sama się przekonasz jaka jestem.
-Jakoś nie mogę w to uwierzyć. Przecież jesteś na prawdę miłą, poukładaną dziewczyną, a nie kobietą, która poluje na facetów.
-Pozory mylą. Kiedyś taka byłam, ale tamtej dziewczyny już nie ma. Swoimi zdradami i kłamstwami zniszczył ją Rafał, mój były. Od tamtego momentu stałam się zimną suką, która chce się mścić na facetach. - odparłam czując na policzkach łzy
-Nie uważasz, że sama siebie tym krzywdzisz? - sąsiadka podała mi pudełko z chusteczkami - Ta zemsta niszczy ciebie, nie facetów. Nie każdy jest taki sam tak tamten mężczyzna. Chyba powinnaś się zastanowić, czy jest sens tak się niszczyć. - ile ja razy to słyszałam, szkoda, że to nie takie proste
-Już i tak mam rozpieprzone życie, więc to nie ma najmniejszego znaczenia. Nie martw się na twojego Krzysia nie mam zamiaru polować.- odezwałam się lekko się uśmiechając
-Edyta na prawdę przemyśl sobie, czy warto.
Po tych słowach Kasia zostawiła mnie samą. Oczywiście kłębiące się w głowie myśli nie dawały mi spokoju. Z jednej strony wiem, że takie łóżkowe znajomości stawiają mnie w bardzo złym świetle. Z drugiej strony wolę coś takiego niż kolejny raz zaangażować się w jakiś związek, a potem dostać po dupie. Drugi raz czegoś takiego bym nie zniosła. Nie wiem, czym to było spowodowane wypitym alkoholem, czy uświadomienie sobie beznadziejnej sytuacji w jakiej się znalazłam, ale rozpłakałam się jak male dziecko. Chciałabym coś zmienić w życiu, jednak nie potrafię zrobić tego jednego kroku. Przecież wystarczy tak niewiele. W końcu ludzie zaczęliby mnie szanować. Do tej pory słyszałam o sobie raczej mało korzystne opinie. Niestety oni mają rację... Jestem beznadziejna i tyle...