czwartek, 4 lutego 2016

Le troisième chapitre

Hej. Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale to wszystko wina braku czasu. W ciągu tygodnia praca, w weekendy studia i ciężko znaleźć wolną chwilę. Obiecuję poprawę. 
Mam nadzieję, że są jeszcze osoby, które chcę czytać to opowiadanie. 
W sumie to nie wiem co mam jeszcze napisać. A postaram się, żeby pojawił się niedługo jakiś jedno-part. Mam kilka już napisanych, ale nie umiem się zdecydować do wstawić. :)
Nie zanudzam już i zapraszam do czytania. :)

01.10.2014r.

Niestety nie samymi przyjemnościami człowiek żyje. Chcąc pokazać się z jak najlepszej strony w nowym klubie musiałam ostro wziąć się do pracy. Pierwszy tydzień mogłam przeznaczyć na rozpoznawanie terenu, ale z czasem trzeba było przejść do konkretów. Razem z prezesem ustaliłam godziny mojego  "urzędowała". Oczywiście w to wszystko trzeba wliczyć wyjazdy i ewentualne porady "po godzinach". Tak to wygląda teoretycznie, ale rzadko kiedy trzymam się sztywno wyznaczonych granic. W praktyce do dyspozycji zawodników jestem 24 godziny na dobę. Każdy może zadzwonić do mnie o dowolnej porze dnia i nocy. Po części sama jestem sobie winna. Czysto zawodowo chciałabym pomagać każdemu, bez względu na okoliczności. Już jak byłam w Bełchatowie siatkarze zwracali się do mnie z problemami nawet wtedy kiedy akurat odwiedzałam rodziców, czy miałam wolne. Potrafiłam wsiąść w samochód, przejechać kilkaset kilometrów, tylko po to, żeby porozmawiać z zawodnikiem. Nie powiem za to wszyscy byli mi bardzo wdzięczni. Czasami zdarzało się nawet, że pomagałam panom w kupowaniu prezentów, czy obmyślaniu niespodzianek dla swoich ukochanych. Niezły paradoks, kiedy najpierw zabawiał się ze mną, a potem chciał okazywać swoją dozgonną miłość wybrance serca. Właśnie za to nie cierpię facetów. Chyba kłamstwo, to ich drugie imię. 

Najlepszym lekarstwem na odgonienie takich myśli jest praca. Zabierając ze sobą potrzebne dokumenty udałam się na halę, gdzie własnie rozpoczynał się trening. Usiadłam, gdzieś z dala, by w spokoju oglądać poczynania zawodników. Właśnie z takich obserwacji można wyciągnąć całkiem ciekawe wnioski. Swoje przemyślenia od razu przelewałam na papier, dzięki temu będzie mi później łatwiej analizować zachowania siatkarzy. Patrząc na każde zagranie zastanawiałam się ile innych czynników musi stać za tym jednym zbiciem piłki. Dla postronnego widza, to tylko zwykły atak. Dla zawodnika to nie jest takie proste. Tak na prawdę, to bardzo złożony proces. Aby zostać zauważonym przez dobry klub najpierw trzeba włożyć w to cholernie dużo wysiłku i to nie tylko fizycznego. Przede wszystkim taka osoba musi zdecydować co jest dla niej ważniejsze gra, czy inne przyjemności otaczającego świata. Niestety nie można mieć wszystkiego i trzeba z czegoś zrezygnować. By być najlepszym należy całkowicie skupić się na treningach, podnoszeniu swoich umiejętności. W tym momencie nie ma miejsca na wypady z kumplami, imprezy do rana. Jeżeli chce się być profesjonalistą, to właśnie takie rzeczy muszą zejść na dalszy plan. Kiedy dołączy się do dobrego klubu nie można osiąść na laurach. Właśnie tutaj jeszcze bardziej należy pracować nad sobą, bo w każdej chwili ktoś może cię wygryźć. Nie może być miejsca na słabości. Albo się jest najlepszym, albo grzeje ławę. Niejednokrotnie zawodnicy nie radzą sobie z taką presją i potrzebują pomocy. Oczywiście nie każdy jest w stanie przyznać się do tego otwarcie. Część graczy woli zgrywać twardziela mimo, że w środku ciężko mu udźwignąć cały ten ciężar nałożony na jego barki. I własnie w takim momencie moja rola nabiera znaczenia. Tylko jak tu przekonać tych upartych, odrzucających pomocną dłoń? 

Moje rozmyślania tak mnie pochłonęły, że nie zauważyłam kiedy trening dobiegł końca. Otrząsając się z letargu pozbierałam swoje rzeczy i szybko zeszłam na boisko. 

-Mogę zając chwilę? - zapytałam nieśmiało grupę wielkoludów 
-Jasne. - odezwał się przyjaźnie kapitan zespołu, Michał Łasko 
-Mam do was dwie sprawy. Po pierwsze na tych kartkach - pokazałam panom plik kartek, które trzymałam w ręce - macie dokładne godziny, w których będzie mnie można zastać w moim gabinecie w klubie. Dodatkowo macie też tam mój numer służbowy i w na prawdę nagłych przypadkach prywatny. 
-Czyli, co możemy do ciebie dzwonić prywatnie? - odezwał się jeden z siatkarzy 
-Raczej nie. - pokręciłam głową - Poza tym chciałabym, żebyście wypełnili dwa testy, które przygotowałam. Byłabym wdzięczna, gdybyście rozwiązali je do jutra. Nie będę ukrywać, że zależy mi na czasie. 
-Zabawa w testy? To chyba dobre dla nastolatek. - wtrącił się Bartman 
-Zbyszek zachowaj takie komentarze dla siebie. No chyba, że pytania wydają się dla ciebie za trudne, to specjalnie przygotuję prostszy test, taki dla nastolatków. - prychnęłam spoglądając na przyjmującego 

Zbyszek nic więcej nie powiedział, tylko zabrał swój bidon i udał się w kierunku szatni. Byłam z siebie dumna, że nie dałam się wyprowadzić z równowagi. Podoba mi się takie postawienie sprawy. Niech wszyscy wiedzą, iż ze mną się nie zadziera. Uśmiechając się pod nosem wróciłam do swojego gabinetu. Rozsiadając się wygodnie na fotelu zaczęłam przeglądać notatki z treningu. Ewidentnie z nich wynika, że wyróżniający się przyjmujący lubi przewodzić na boisku. To właśnie on zaraz po trenerze ma najwięcej do powiedzenia, chociaż nie zawsze cała reszta go słucha. Nie powiem bardzo ciekawy przypadek, z którym sobie znakomicie poradzę. Coś czuję, że ze Zbyszkiem nie obędzie się bez spięć. Na takie "ciężkie" przypadki czekam.

Jakież było moje zdziwienie kiedy następnego dnia Bartman jako pierwszy zjawił się w moim gabinecie z wypełnionymi testami. Byłam tym faktem bardzo zaskoczona. Miałam pewność, że jako jedyny zlekceważy moją prośbę. Lubię takie pozytywne niespodzianki. Żeby podnieść mu nieco ciśnienie udawałam, że go nie widzę. Teraz całą swoją uwagę przerzuciłam na papiery leżące na biurku. Kiedy przyjmujący opuszczał moje pomieszczenie z lekką wściekłością, delikatnie się uśmiechnęłam. 1:0 dla mnie. Właśnie takie drobne rzeczy sprawiały mi ogromną radość. Z drugiej strony Zbyszek bardzo mnie intrygował. Jego mocny charakter przyciągał jak magnes. Mam nadzieje, że szybko uda mi się odkryć jego sekrety. Liczę na kilka moich psychologicznych trików.  

Z godziny na godzinę w moich biurze miałam coraz więcej testów, które rozdałam wczoraj zawodnikom. Ucieszyłam się z tego powodu. Przeliczając kartki zdałam sobie sprawę, że jeszcze jednej brakuje. Przeglądając nazwiska zauważyłam nie ma testu od Kosoka. Czyżby ten cichy i niepozorny środkowy próbował wymigać się od postawionego mu zadania? Akurat po nim nie spodziewałabym się czegoś takiego. Liczyłam bardziej, że zjawi się jako pierwszy. Czybym pierwszy raz w mojej psychologicznej karierze się pomyliła? Kiedy już powoli godziłam się z mała porażką usłyszałam pukanie do drzwi. Poprawiając niesforny kosmyk włosów zaprosiłam gościa do środka. 

-Cześć, mam nadzieję, że nie przeszkadzam? - podnosząc głowę znad dokumentów ujrzałam właściciela brakującego testu 
-Zapraszam do środka. - uśmiechnęłam się - Co cię do mnie sprowadza?
-Oddaję wypełniony test. Mam nadzieję, że zdążyłem. 
-Nie wyznaczałam jakieś sztywnej granicy czasu. Prosiłam, tylko żeby w miarę możliwości oddać mi je dzisiaj. Skoro dzień się jeszcze nie skończył, to zdążyłeś. - odparłam zabierając grześkowy test
-W takim razie super. W ogóle jak tam się odnajdujesz w nowym miejscu? - środkowy rozsiadł się wygodnie na krześle 
-Powoli się przyzwyczajam. Zdarza mi się czasem zgubić w mieście, ale jakoś daję radę. Ty w sumie też pierwszy sezon w Jastrzębiu. - spojrzałam na mężczyznę, bawiąc się kosmykiem włosów
-Fakt, oboje jesteśmy tutaj nowi. Będę uciekał, bo za chwilę zaczyna się trening. To, ten, yyy Cześć. - Grzesiek wyszedł z mojego gabinetu jak oparzony
-Cześć, cześć. 

Zaskoczyło takie nerwowe zachowanie siatkarza. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałam. Czyżbym, aż tak go onieśmieliła? Zaczyna mi się to bardzo podobać. W sumie, jakby nie patrzeć, to Grzesiek jest bardzo przystojny. Taki trochę mój typ. Przez myśl przemknęło mi nawet, że mały podryw byłby całkiem miłą rozrywką. Dla mnie to nic trudnego. Przecież zwykle wystarczy tylko trochę się pouśmiechać, zatrzepotać rzęsami i gość powinien być mój. Rozsiadając się wygodnie w fotelu postanowiłam, że od dzisiaj wcielę swój plan w życie. Na razie jednak muszę popracować nad wypełnionymi testami. Jest ich trochę, a chcę jak najszybciej mieć to opracowane, żeby wiedzieć "z kim mam do czynienia". 

10.10.2014r.

Po skończonej pracy jak zwykle pozbierałam swoje rzeczy i wolnym krokiem ruszyłam na parking. Akurat o tej samej porze swój wieczorny trening skończyli siatkarze. Momentalnie przypomniałam sobie o planie, który wcześniej wpadł mi do głowy. Zagryzając dolną wargę przyspieszyłam kroku. Najwyższa pora się zabawić. Widząc, że blisko mnie jest Grzesiek niby to przypadkiem z moich rąk wypadły teczki z dokumentami. Spoglądając kątem oka na środkowego miałam nadzieję, że szybko zareaguje. Niestety ku mojemu zdziwieniu zamiast Kosoka niespodziewanie pomoc zaoferował Zbyszek. Przeklinając pod nosem zaczęłam zbierać porozrzucane kartki. Byłam ściekła na Grzegorza, który tak mnie zignorował. Czyżbym własnie przegrała pierwsze starcie? Byłam tym faktem bardzo niepocieszona. Ze złości wzięłam od Bartmana resztę dokumentów i wrzuciłam je do samochodu. 

-Złość piękności szkodzi. - usłyszałam gdzieś z prawej strony 
-Co? - zapytałam gwałtownie odwracając głowę. 
-Mówię tylko, żebyś się tak nie denerwowała, w końcu nic takiego się nie stało. - Zbyszek uśmiechnął się delikatnie, opierając się przy tym o mój samochód
-Nie wiem o co ci chodzi. W ogóle nie widzę powodu, dla którego miałbyś mi pomagać. - warknęłam spoglądając na przyjmującego 
-Z reguły zawsze pomagam pięknej kobiecie, gdy jest w potrzebie. 
-A jak jest brzydka? - zapytałam marszcząc brew
-To też, nie łap mnie za słówka. Jesteś dla mnie bardzo niemiła. 
-Widocznie mam swoje powody. - prychnęłam - Może mam ci przypomnieć wczorajsze popołudnie? 
-Oj tak jakoś wyszło. Chciałem się trochę popisać przed kumplami. - najgłupsze tłumaczenie facetów w takich idiotycznych sprawach. Popisywanie się przed kolegami, to było dobre, ale w podstawówce
-Powiem ci, że słabo wyszło. Na mnie takie coś nie działa i z reguły olewam takiego frajera. - odparłam z głupkowatym uśmiechem, dźgając przyjmującego w tors
-Hmm chyba w takim razie musiałaś zrobić wyjątek. 
-Dlaczego?
-Rozmawiasz ze mną od kilku ładnych minut, więc wnioskuję, że albo zrobiłaś wyjątek, albo nie zaliczyłaś mnie grona frajerów. 
-Jestem bardzo zmęczona i to dlatego. Skoro to wszystko, co chciałeś, to pozwól mi już wracać do domu. Chcę już w końcu zdjąć tą sukienkę i te cholerne szpilki. - szybko zmieniłam temat, bo nie miałam ochoty kontynuować tej pogawędki
-Seksownie wyglądasz w tym wydaniu. - Zbyszek szepnął mi to do ucha i zniknął

To ostatnie zdanie sprawiło, że poczułam przyjemne mrowienie w kręgosłupie. No proszę mój plan nie podziałał na Kosoka, ale w zamian Zbyszek powoli zaczyna wpadać w moje sidła. Ja to mam jednak talent. Nawet nieświadomie potrafię okręcić sobie faceta wokół palca. Przez takie zachowania coraz bardziej przekonuję się, że faceci to prosta maszyna, którą można łatwo sterować. W sumie skoro nie wyszło mi z jednym, to dlaczego nie mam zabawić się drugim? Skoro widzę, że w przypadku przyjmującego pójdzie mi szybciej, to żal byłoby nie skorzystać. Ta myśl znacznie poprawił mi humor i jakoś lżej było wracać do domu. Niestety szykując kolację ciągle w głowie siedział mi przystojny środkowy. Cholera dlaczego się tak dzieje? Przecież to tylko facet i nie powinnam się nim aż tak przejmować. Momentalnie poziom złości znowu we mnie wzrósł. Obiecałam sobie mieć takie rzeczy gdzieś, jednak tym razem to jest silniejsze. 

Przez kolejne dni starałam się jakoś ogarnąć i całkowicie skupić na pracy. Było to jednak zadanie niewykonalne, w końcu codziennie miałam z nim styczność. Pilnowanie, żeby nawet nie spojrzeć w jego stronę przynosiła zupełnie odwrotny skutek. Na treningach mimowolnie spoglądałam w kierunku Grześka. "Edyta do cholery co się z tobą dzieje?" Za każdym razem kiedy zadawałam sobie to pytanie, ciężko było mi znaleźć odpowiedź. W końcu nie wytrzymałam i chcąc się jakoś wygadać zaprosiłam do siebie Kasię. Chociaż znamy się krótko, to czuję, że jej mogę zaufać. Tak więc od razu po pracy pognałam szybko do domu. Po drodze wstąpiłam tylko po dobre wino, bo mówienie o takich tematach łatwiej mi przychodzi, kiedy w moim organizmie krążą procenty. 

-Kasia, powiedz mi, czy ze mną jest coś nie tak, czy tylko tak mi się wydaje? - odezwałam się kiedy napełniałam nasze puste już kieliszki 
-Nie bardzo wiem o co ci chodzi. - blondynka usiadła wygodnie na kanapie i spojrzała na mnie wyczekująco. 
-Bo widzisz jakoś nie umiem się ogarnąć. Wszystko przez Kosoka. - westchnęłam upijając łyk wina
-A co ma do tego Grzesiek? Edyta, nie obraź się ale coraz mniej cię rozumiem.- po minie blondynki widziałam, że powinnam przejść do konkretów. Szkoda, że to takie trudne 
-Cholera. - warknęłam - Chyba mój urok osobisty na niego nie działa. Starałam się, żeby zwrócił na mnie uwagę, a on najzwyczajniej w świecie mnie olewa. 
-Czyżby ktoś się tutaj zakochał? - sąsiadka poruszyła znacząco brwiami i zaczęła się śmiać
-Że niby ja? - tym razem to ja zaczęłam się śmiać jak opętana - W moim słowniku nie ma takiego słowa. Po prostu lubię zabawiać się z facetami i tyle. On miał znaleźć się na mojej liście. 
-Mówisz to poważnie? - pani Gierczyńska spojrzała na mnie z niedowierzaniem
-Chcesz poznać o mnie całą prawdę? - zapytałam, chociaż było to pytanie retoryczne. Alkohol powoli zaczął robić swoje i bez oporów zaczęłam swoją nieco kompromitującą opowieść - Otóż moja droga faceci są dla mnie jak... jak chusteczki jednorazowe. To jest dobre określenie. Użyję go raz, a potem wyrzucam, jak niepotrzebne śmieci. To jest taka moja zemsta. Gdyby nie jeden palant pewnie dzisiaj byłabym szczęśliwa a tak, nie potrafię zaufać żadnemu facetowi. Żeby było ciekawiej nie patrzę na to, czy on jest zajęty, czy nie. I wiesz, co ci powiem? Wszyscy są tacy sami, każdy prędzej, czy później wymięka i ląduje w moim łóżku. - odparłam z nieukrywaną satysfakcją 
-Chyba wypiłaś za dużo wina, bo zaczynasz bredzić. Może lepiej już nie pij. - Kasia chciała mi wziąć z ręki kieliszek, ale jej to skutecznie uniemożliwiłam 
-Ja to mówię poważnie. Jak mi nie wierzysz, to mogę podać ci kilka numerów telefonów i sama się przekonasz jaka jestem. 
-Jakoś nie mogę w to uwierzyć. Przecież jesteś na prawdę miłą, poukładaną dziewczyną, a nie kobietą, która poluje na facetów.
-Pozory mylą. Kiedyś taka byłam, ale tamtej dziewczyny już nie ma. Swoimi zdradami i kłamstwami zniszczył ją Rafał, mój były. Od tamtego momentu stałam się zimną suką, która chce się mścić na facetach. - odparłam czując na policzkach łzy
-Nie uważasz, że sama siebie tym krzywdzisz? - sąsiadka podała mi pudełko z chusteczkami - Ta zemsta niszczy ciebie, nie facetów. Nie każdy jest taki sam tak tamten mężczyzna. Chyba powinnaś się zastanowić, czy jest sens tak się niszczyć. - ile ja razy to słyszałam, szkoda, że to nie takie proste
-Już i tak mam rozpieprzone życie, więc to nie ma najmniejszego znaczenia. Nie martw się na twojego Krzysia nie mam zamiaru polować.- odezwałam się lekko się uśmiechając 
-Edyta na prawdę przemyśl sobie, czy warto. 

Po tych słowach Kasia zostawiła mnie samą. Oczywiście kłębiące się w głowie myśli nie dawały mi spokoju. Z jednej strony wiem, że takie łóżkowe znajomości stawiają mnie w bardzo złym świetle. Z drugiej strony wolę coś takiego niż kolejny raz zaangażować się w jakiś związek, a potem dostać po dupie. Drugi raz czegoś takiego bym nie zniosła. Nie wiem, czym to było spowodowane wypitym alkoholem, czy uświadomienie sobie beznadziejnej sytuacji w jakiej się znalazłam, ale rozpłakałam się jak male dziecko. Chciałabym coś zmienić w życiu, jednak nie potrafię zrobić tego jednego kroku. Przecież wystarczy tak niewiele. W końcu ludzie zaczęliby mnie szanować. Do tej pory słyszałam o sobie raczej mało korzystne opinie. Niestety oni mają rację... Jestem beznadziejna i tyle...

niedziela, 6 grudnia 2015

la deuxième entrée

Hej, hej. Minęło już trochę czasu od ostatniego wpisu. Ciężko było mi się zebrać w sobie i dodać kolejny rozdział. Za dużo się u mnie dzieje i to dlatego. W końcu się jednak zmobilizowałam. Oddaję do oceny, to co napisałam. Mam nadzieję, że się spodoba. :) 
Buziaki i do następnego (pewnie w okolicach świąt). :*



15 września 2013 r. 

Jakoś trudno było mi uwierzyć, że od razu po studniach będę mogła zacząć pracę z siatkarzami Skry, a w niedalekiej przyszłości z reprezentacją. Myślałam, że na takie zaszczyty będę musiała pracować wiele lat. Na szczęście mam cudownego wujka. Co ja bym zrobiła bez jego pomocy? Pewnie chodziłabym od klubu do klubu i zostawiała swoje niezbyt bogate CV. Nie mniej jednak czuję, że właśnie otwiera się przede mną nowy rozdział i mogę sama decydować o tym co się teraz stanie. Na przyzwyczajenie się do nowych warunków miałam zaledwie tydzień. Ledwo przyjechałam do Bełchatowa, a już musiałam zapoznać się z moimi obowiązkami. Było mi to w sumie na rękę, bo nie mam sensu czekać na nie wiadomo co. Kontakt z zawodnikami złapałam bardzo szybko. Zdziwiłam się, że tak łatwo przyjęto mnie do grupy. Pamiętałam jednak o tym, że lepiej nie angażować się za bardzo uczuciowo w to wszystko. Po co mam się później rozczarować i cierpieć. Stosunki czysto zawodowe, to zdecydowanie najlepsze wyjście. 

15 października 2013 r.

Z czasem okazało się, że moja nowa wersja mnie wzięła górę nad wszystkim. Rozmowy z zawodnikami, jakieś imprezy i zaczęłam znowu bawić się facetami. Tym razem nie byli to anonimowi poszukiwacze jednorazowych przygód. Panowie z czołówki siatkarskiej bardzo szybko ulegali moim wdziękom. Nim się obejrzałam, a wolne chwile spędzałam w umięśnionych ramionach. Nie będę ukrywać, że spodobała mi się ta zabawa. W tamtym momencie nie miałam żadnych wyrzutów sumienia, w końcu ja im nie kazałam sprawdzać, czy moje łóżko jest wygodne. Świadomość, iż tak działam na mężczyzn była bardzo podniecająca. Praktycznie nie musiałam się wysilać, żeby zdobyć wcześniej upatrzony obiekt. Wystarczyło założyć krótką spódniczkę, posłać kilka uśmieszków, zatrzepotać rzęsami i ofiara wpadała do pułapki. 

Zastanawiało mnie jak taki jeden z drugim wracali po wszystkim do domu, gdzie czekała na nich żona, albo dziewczyna. Mijając czasami kobiety siatkarzy przed oczyma od razu pojawiały mi się obrazki z tego co działo się w moim mieszkaniu. Gdyby one wiedziała jacy są ich mężczyźni. Ja nie czułam ani grama winy. Jeżeli ktoś nie potrafi się oprzeć, to już jego wina. Czasami wieczorami tylko zastanawiałam się co ja z tego wszystkiego mam. Jestem sama, nie mam faceta, ale to akurat dobrze, bo nie mam zamiaru kolejny raz się zawieść. Brakowało mi tylko osoby, której mogłabym się zwierzyć z problemów. Niestety jakoś nigdy nie poszczęściło mi się i nie znalazłam przyjaciółki, czy przyjaciela. Zwykłych znajomych może i miałam na pęczki, ale nigdy nikomu nie mówiłam o tym co leży mi na sercu. A może to dobrze? Skąd mam wiedzieć, czy taka osoba też nie okaże się zdrajcą? 

Z upływem czasu stałam się całkowitym odludkiem. Początkowo w ogóle mi to nie przeszkadzało. Z czasem jednak to wszystko powoli zaczynało się zmieniać. Czułam w środku, że chciałabym się zmienić, ale momentalnie przypominałam sobie jak potraktował mnie Rafał i nasi wspólni znajomi. Jedynym rozwiązaniem okazała się praca. Praktycznie od rana do wieczora przesiadywałam w klubie. Wynajdywałam sobie przeróżne rzeczy, byle jak najpóźniej wracać do pustego domu. Działałam jak doskonale zaprogramowany robot. O 8 pobudka, szybkie śniadanie, wyjście do pracy. Około 20 wracałam do domu i musiałam sobie jakoś organizować czas. Zaczęłam nawet chodzić na siłownie. Tam jak wiadomo nie jest trudno nawiązać znajomość. Nigdy nie przepadałam za "napakowanymi" kolesiami, ale lepsze to niż samotne siedzenie w czterech ścianach. Najbardziej lubiłam kiedy razem z drużyną wybieraliśmy się na mecze wyjazdowe. Przez dwa dni nie musiałam martwić się o rozrywkę. Zawsze coś się wtedy działo. 

21 czerwca 2014 r. 

Po sezonie spędzonym w Bełchatowie poczułam, że muszę zmienić otoczenie. Powoli zaczynałam dusić się w tym miejscu. Wprawdzie przez najbliższych kilka miesięcy zmienię nieco klimat, bo muszę być na zgrupowaniu kadry, jednak to dla mnie za mało. Potrzebuję nowych wyzwań. Mając już pewne doświadczenie łatwiej było mi rozmawiać z przedstawicielami innych klubów. W sumie to nie miałam wygórowanych wymagań. Chciałam tylko czegoś innego. Tak oto dogadałam się z działaczami Jastrzębskiego Węgla. Nad ich ofertą zastanawiałam się dosłownie 10 minut. Oczywiście moi dotychczasowi pracodawcy proponowali mi doskonałe warunki, jednak pieniądze, to nie wszystko. Zanim jednak przeprowadzę się na Śląsk, to teraz muszę skupić się na wyjeździe do Spały. Zdziwiłam się, że w ogóle nie denerwowałam się tym wydarzeniem. Będzie, co ma być. 

Od pierwszego dnia zostałam bardzo mile przyjęta przez chłopaków z kadry. Oczywiście zawodnicy ze Skry byli zadowoleni, że nadal będziemy razem współpracować. Mnie to w sumie też odpowiada, bo znam ich już trochę i wiem jak trzeba do nich podejść. Reszty siatkarzy muszę się dopiero "nauczyć". Myślę, że po kilku rozmowach będę miała wszystko doskonale rozpisane. Przygotowałam sobie kilka testów, które pomogą mi w pracy. Nie chcąc marnować czasu już drugiego dnia pobytu w Spale zabrałam się do działania. Niestety jak to w Polsce bywa psychologa traktuje się jak piąte koło u wozu. Czy, to na prawdę taki wielki wstyd skorzystać z pomocy specjalisty? Przecież to nic złego. Mam jednak nadzieję, przez te parę miesięcy pokażę, iż mój zawód nie jest taki straszny. 

Po jednym z dość intensywnych popołudni postanowiłam trochę się przewietrzyć. Od tych moich ukochanych testów mieszało mi się już w głowie. Za oknem jest taka piękna pogoda, że aż żal z tego nie skorzystać. Zamykając laptopa postanowiłam, iż na dzisiaj wystarczy pracy. Przecierając zmęczone oczy wstałam z krzesła i podeszłam do lustra, żeby sprawdzić, czy nie wystraszę ludzi. Na szczęście nie było tak źle. Związałam tylko włosy w wysokiego kucyka i byłam gotowa do wyjścia. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie zabrała telefonu i odtwarzacza mp3. Chowając swoje rzeczy do kieszeni spodni zamknęłam drzwi pokoju. Wychodząc przed ośrodek zostałam oślepiona przez dość intensywne, czerwcowe Słońce. Potrzebowałam chwili, żeby jakoś przyzwyczaić wzrok. Kiedy wszystko wróciło do normy włożyłam słuchawki w uszy i włączyłam swoją ulubioną piosenkę. Przemierzając wolnym krokiem leśne ścieżki zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem zmęczona. Pomiędzy sezonem klubowym, a reprezentacyjnym nie miałam praktycznie wcale czasu na odpoczynek. Zdążyłam tylko spakować swoje rzeczy i przewieść je do nowego mieszkania w Jastrzębiu. Może we wrześniu uda mi się na chwilę gdzieś wyskoczyć, chociaż w to wątpię. Nie wiem jak wytrzymam ten czas do Mistrzostw Świata. Pogrążona w swoich rozmyślaniach nawet nie zorientowałam się jak ktoś pociągnął za kabelki słuchawek, które wypadły mi z uszu. 

-Dokąd tak zmierzasz? - spoglądając na osobę stojącą przede mną, dopiero teraz zorientowałam się, że to Andrzej 
-Mówiłeś coś? - zapytałam zaczynając kontaktować 
-Pytałem się tylko, dokąd idziesz. Widzę jednak, że jesteś tak pochłonięta swoimi myślami, że nie zauważasz ludzi. 
-Chyba mam prawo do chwili odpoczynku. - odparłam dość oschle, bo nie cierpię kiedy ktoś przerywa mi relaks 
-Oczywiście, że masz. No, ale nie lepiej odpoczywać w towarzystwie tak miłej osoby jak ja? - środkowy uśmiechnął się do mnie, a potem włożył jedną ze słuchawek do swojego ucha - Całkiem niezła nuta. 
-Wiem. - przygryzłam dolną wargę - Chcesz ode mnie coś konkretnego? 
-W sumie, to nie, ale może razem się gdzieś przejdziemy? - propozycja środkowego trochę mnie zaskoczyła 
-Skoro chcesz, to możesz się dołączyć, ale nie licz na jakąkolwiek rozmowę. - uśmiechnęłam się chowając do kieszeni mp3
-Oko, spoko. - odparł Andrzej i ruszył przed siebie  

Byłam zaskoczona, kiedy Andrzej nie odezwał się ani słowem. Nie doceniałam środkowego. Po kilkunastu minutach stwierdziłam, że znudziło mi się spacerowanie po lesie. W mojej głowie pojawił się znacznie ciekawszy sposób spędzania wolnego czasu. W prawdzie mój towarzysz miał za godzinę kolejny trening, jednak to dużo czasu i zdążę go wykorzystać. Oczywiście moja propozycja spodobała się Andrzejkowi. Wróciliśmy więc szybko do ośrodka. Dobrze, że do mojego pokoju jest blisko. Do środka wparowaliśmy jak wicher. Ubrania znikały z nas z prędkością światła. Zdecydowanie tego było mi potrzeba. Już dawno nie byłam z żadnym facetem, więc chciałam wykorzystać siatkarza najbardziej jak to było możliwe. Oczywiście nie zawiodłam się na kochanku, któremu też się to podobało. Nic się nie zmieniło od tego co było w Bełchatowie. 

-Oj Edytka, Edytka, wiesz co działa na facetów. - miło słyszeć takie słowa 
-Ma się to coś. - odparłam znacząco poruszając brwiami - Nie chcę cię poganiać, ale powinieneś już iść na trening. 
-Najchętniej zostałbym tutaj z tobą, zamiast wylewać siódme poty na siłowni. - mężczyzna leżący obok mnie mówiąc to cały czas wodził dłońmi po moim nagim ciele 
-Pocieszę cię, że też się tam wybieram. Trener pozwolił mi skorzystać z siłowni. - odparłam wstając z łóżka 
-No proszę. - środkowy wsparł się na rękach z spojrzał na mnie z pożądaniem - Będziesz rozpraszać nas swoim zgrabnym ciałkiem? A co jeżeli zrzucę sobie sztangę na głowę? 
-To będzie wyłącznie twój problem. 
-Jak zwykle grasz nieprzystępną. Nie rozumiem tego. - Andrzej kolejny raz w ciągu naszej krótkiej znajomości nieświadomie poruszył drażniący temat
-Nigdy tego nie zrozumiesz. Andrzejku faceci są tylko dobrzy do zabawy w łóżku. - ucięłam krótko zakładając koszulkę  

Oczywiście o naszej małej przygodzie bardzo szybko dowiedzieli się pozostali zawodnicy. Czując na sobie ich spojrzenia zastanawiałam się ilu z nich chciałoby być na miejscu Andrzeja. Kiedy od czasu do czasu pojawiałam się na siłowni myślałam, że sobie karki poskręcają. Nie byłabym sobą, gdybym tego nie wykorzystywała. Specjalnie zakładałam dość dopasowane bluzeczki i spodnie, które uwydatniały mój tyłek. Poza siłownią też nie obywało się bez spojrzeń i szeptów. Niecierpliwie czekałam kiedy, którykolwiek z nich wykona chociaż najmniejszy ruch. Podczas wyjazdu do Brazylii i Włoch sytuacja delikatnie się zmieniła. Od czasu do czasu panowie raczyli mnie dość odważnymi komentarzami. Kiedy przemieszczaliśmy się do słonecznej Italii sama delikatnie zaczynałam temat. Cała ta zabawa strasznie mnie śmieszyła. Trochę wkurzałam się, że nie znalazł się chociaż jeden odważny.  Na szczęście "pod ręką" zawsze był Andrzej, który wiedział, co to dobra zabawa. 

28 września 2014 r. 

Z czasem miałam coraz więcej obowiązków i nie było miejsca na głupoty. Im dłużej wszyscy przebywaliśmy w tym samym gronie, tym częściej pojawiały się konflikty. W takich momentach mogłam się wykazać. Chcąc jakoś oczyścić atmosferę organizowałam różne, wspólne wyjścia.Byliśmy na strzelnicy, na kręglach. Raz nawet postanowiłam, że zrobimy turniej kulinarny. Było na prawdę śmiesznie i przede wszystkim panowie wyluzowali. Do mistrzostw czas minął nam ekspresowo. Turniej ułożył się po naszej myśli. Złote medale były ukoronowaniem ciężkiej pracy. Widząc radość na twarzach siatkarzy cieszyłam się, że mogłam brać w tym udział. 

Po całym zamieszaniu z mistrzostwami miałam zaledwie dwa dni na odpoczynek, bo musiałam pędzić do Jastrzębia. W tak krótkim czasie zdążyłam tylko wpaść do rodziców, żeby ich odwiedzić. Niestety nie mogli się mną nacieszyć. Takie jest jednak życie i trzeba się z tym pogodzić. Jak to mama ma w zwyczaju dokarmiła mnie, tak, że ledwo mogłam się ruszyć. W sumie to tęskniłam za tymi pysznościami. Mieszkając samotnie często nie chce mi się gotować, więc żywię się kanapkami, albo czymś gotowym. Wyjeżdżając z rodzinnego domu zostałam obdarowana pokaźną wałówką. Tłumaczenia, że sama tego nie zjem oczywiście nic nie dały. Żegnając się z rodzicami zaprosiłam ich do siebie, żeby wpadli zobaczyć jak sobie radzę w nowym miejscu. Znając życie pewnie za dwa, trzy tygodnie mogę spodziewać się rodzicielskiej kontroli. Cieszę się jednak z tego powodu, bo ostatnio na prawdę widujemy się od święta. Tęsknię za tymi moimi staruszkami...

Jadąc na Śląsk czułam przyjemne ciarki na plecach. Gdzieś podświadomie czułam, że własnie tam ogarnę jakoś mój życiowy bałagan. Kiedy dotarłam w końcu do mojego nowego mieszkania czułam ogromne zmęczenie. Niestety musiałam jeszcze zrobić dwa kursy do samochodu, żeby przynieść resztę swoich rzeczy, których wcześniej nie przywiozłam. Zanim jednak wybrałam się na wycieczkę na parking wyjrzałam przez okno. Widoki może nie zachwycają, ale to miasto ma coś w sobie. Uśmiechając się do siebie powoli zeszłam do samochodu. Widząc pełen bagażnik trochę się podłamałam. Kręcąc z niedowierzaniem głową wyciągnęłam pierwszą torbę. Kiedy położyłam ją na chodniku zauważyłam, że obok stoją jakieś dwie osoby. Podnosząc na nie wzrok lekko się uśmiechnęłam. 

-Chyba jest pani tutaj nowa. - odezwała się blondynka
-Aż tak to widać? -zapytałam uśmiechając się 
-Po zawartości bagażnika, nie wygląda raczej pani na turystkę. 
-Od jutra zaczynam pracę w tutejszym siatkarskim klubie. 
-To chyba będziemy razem pracować - do rozmowy włączył się milczący dotąd mężczyzna 
-Przepraszam, że wcześniej nie poznałam. Jestem po prawie sześciogodzinnej podróży z Poznania i ledwo kontaktuję. Przepraszam panie Krzysztofie. - odparłam głupkowato się uśmiechając 
-Jaki tam pan. Mów mi po prostu Krzysiek. - Gierczyński wyciągnął do mnie rękę - A to jest moja żona Kasia.
-Edyta, miło mi. - uśmiechnęłam się wymieniając uścisk dłoni z blondynką 
-To skoro część oficjalną mamy za sobą, to może pomożemy ci z tymi bagażami? - propozycja nowej znajomej bardzo mnie ucieszyła
-Moje panie, może zrobimy tak. Ja zajmę się tymi bagażami, a wy zrobicie dobrej kawy. - plan Krzyśka był jeszcze lepszy 
-Dziękuję za pomoc. W takim razie zapraszam pod 4. 
-A to zabawne, bo my mieszkamy pod 3, więc będziemy sąsiadami. - zaśmiała się Kasia. 

Tak oto poznałam swoich pierwszych sąsiadów w nowym miejscu. Jeżeli wszyscy pozostali są tak mili, to chyba trafiłam do raju. Z nowymi znajomymi przegadałam prawie godzinę. Od Krzyśka wyciągnęłam trochę informacji o chłopakach z klubu, a z Kasią umówiłam się na zakupy. Coś czuję, że się zaprzyjaźnimy. Niestety nasza wspólna kawka szybko dobiegła końca, bo państwo Gierczyńscy musieli odebrać swoje pociechy ze szkoły. Umówiliśmy się jednak na wspólną kolację w mieszkaniu obok. Zadowolona z tak miłego początku zabrałam się za rozpakowywanie swoich bagaży. Z każdą kolejną minutą mieszkanie nabierało charakteru. Układając na półkach kolejne pamiątki, czuła się jak w domu. Oczywiście nie mogło zabraknąć zdjęcia z siatkarzami Skry. Spoglądając na ich głupkowate miny, zdałam sobie sprawę, że będzie mi ich brakować. Na szczęście tutaj też poznam nowych ludzi, także nie będzie tak źle. 

12 października 2014 r. 

Z dnia na dzień w nowym otoczeniu czułam się jak ryba w wodzie. Zostałam bardzo miło przyjęta w zespole i już od pierwszego spotkania wiedziałam, że będzie nam się dobrze współpracowało. Korzystając z pomocy Kasi zaznajamiałam się z miastem. Oczywiście jeżdżąc do pracy kilka razy zabłądziłam. Gdyby nie pomoc życzliwych ludzi, pewnie nigdy nie trafiłabym do klubu. Kiedy wieczorami wracam do domu bardzo często odwiedzali mnie sąsiedzi. Nie sądziłam, że tak szybko się z nimi zaprzyjaźnię. Nawet dzieciaki Gierczyńskich mnie polubiły. W ekspresowym tempie zostałam ich ciocią, która miała już okazję zająć się młodymi podczas nieobecności ich rodziców. Od dawna nie czułam się tak dobrze. Nie sądziłam, że będę umiała ponownie zaufać jakiejkolwiek osobie. Na szczęście trafiłam na Kasię i Krzyśka.  

środa, 4 listopada 2015

la première entrée

Witam wszystkich po przerwie. Po wielu przemyśleniach postanowiłam wystartować z nowym opowiadaniem. Ogólnie jestem z niego zadowolona, ale to może się zmienić. Mam jednak nadzieję, że znajdą się chętne osoby, które będą chciały to czytać. :)
Historia ma mieć charakter pamiętnika. Pierwszy raz się z tym mierzę, więc nie wiem, czy do końca to tak wyjdzie. :) 
Na dobry początek wrzucam takie małe wprowadzenie do opowiadania. Po prawej stronie możecie natomiast zobaczyć krótki zwiastun, za który serdecznie dziękuję Nath ze Zwiastunowej Wyspy. :)
Cóż zapraszam do lektury. 


Nigdy nie sądziłam, że w moim życiu dojdzie do tylu różnych zmian. Co jakiś czas na mojej drodze pojawiały się osoby, które wywracały wszystko do góry nagami. Raz obracało się to na dobre, a raz na złe. Każdy zostawił po sobie jakiś ślad, który czasami okazywał się bardzo bolesny. Na szczęście w ogólnym rozrachunku wszystko wyszło na plus, chociaż na początku nic na to nie wskazywało. To chyba była kara za moje postępowanie. Z perspektywy czasu widzę ile popełniłam błędów. Mogłam tego wszystkiego uniknąć, ale chęć zemsty był silniejsza. Chcąc wyjść na prostą musiałam się wiele na męczyć. Teraz jednak jestem bardzo szczęśliwa i mam nadzieje, że tak już pozostanie. 


23 marca 2009 r.

Nie rozumiem jak można w jednej chwili można przeobrazić się z cudownego, czułego, wyjątkowego faceta, w zakłamaną i fałszywą kreaturę, która potrafi zdeptać jak robaka? Własnie kimś takim był Rafał, mój były. Nasz związek trwał pięć lat. W ostatniej klasie liceum uchodziliśmy za idealną parę. Wszyscy stawiali nas za wzór. Niestety, to były tylko pozory. Kiedy zaczęliśmy studiować wszystko nagle zaczęło się psuć. Z dnia na dzień czułam jak oddalamy się od siebie. On miał swój świat. Wspólne wypady z kolegami na mecze piłkarskie, imprezy były na pierwszym miejscu. Rafał przypominał sobie o mnie tylko wtedy, gdy miał jakiś problem, albo brakowało mu kasy. Ja głupia i zakochana byłam na każde jego zawołanie. Ciężko mi zliczyć ile razy po nocy jeździłam, żeby odwieźć go do domu, po mocno zakrapianej balandze. Na początku zrzucałam winę za to wszystko na studia i związany z tym stres. Jak ja się bardzo wtedy myliłam. Rafał dość szybko został wyrzucony z uczelni. Mnie niestety wciskał kit, że przykładnie chodzi na zajęcia. W rzeczywistości całymi dniami siedział w domu i grał w jakieś durnowate gry, albo włóczył się gdzieś z kolegami. Byłam taka ślepa. Broniłam Rafała przed moimi rodzicami, którzy doskonale wiedzieli, że nasz związek nie ma sensu. Najgorsze jednak dopiero miało nadejść...

25 marca 2009 r.


Jak w każdy piętek kończyłam zajęcia po 14. Oczywiście zajęcia bardzo mnie wykończyły. Spodziewałam się, że psychologia, to nie łatwy kierunek, ale to chyba przerosło moje wyobrażenia. Wracając do domu wpadłam na pomysł, żeby zorganizować jakąś romantyczną kolację. Ostatnio nie miałam wiele czasu dla Rafała, więc taki miły wieczór będzie idealną rekompensatą. Oprócz jedzonka mam też w zanadrzu inną, nawet ciekawszą rozrywkę. Kupiłam sobie jakiś czas temu bardzo wyzywającą bieliznę, która na pewno przypadnie do gustu mojemu ukochanemu. Obmyślając do końca swój plan nawet nie wiem kiedy znalazłam się przed drzwiami mieszkania. Nie byłabym sobą, gdybym nie musiała szukać w torebce kluczy. Po kilku minutach zguba w końcu się znalazła. Ku mojemu zdziwieniu drzwi były otwarte. Wchodząc do przedpokoju dobiegły mnie dziwne odgłosy. Zdejmując pośpiesznie kurtkę udałam się sprawdzić o co chodzi. Kiedy przekroczyłam próg sypialni totalnie mnie zamurowało. Rafał w naszym wspólnym łóżku zabawiał się z jakimiś dwoma dziewczynami. W tym momencie nie wiedziałam, czy mam krzyczeć, czy płakać. 

-Mogę wiedzieć, co tutaj się dzieje? - zapytałam ledwo panując nad nerwami
-O cześć kochanie. Nie sądziłem, że tak szybko wrócisz. - Rafał jak gdyby nigdy nic wsparł się na łokciach i popatrzył na mnie - Edytko poznaj moje dwie urocze koleżanki. Marcelina i Marlena. 
-Ty chyba sobie żartujesz? - krzyknęłam - Chyba nie myślisz, że się z nimi zaprzyjaźnię? 
-A dlaczego nie? Tak szczerze, to mogłabyś się nawet od nich czegoś nauczyć. Wiesz ten nasz sex jest taki banalny. Lubię poeksperymentować, a nie jestem przekonany, czy z tobą tak można. - widząc ten drwiący uśmieszek, aż we mnie zawrzało 
-Masz pół godziny, żeby opuścić moje mieszkanie. Jak wrócę ma cię tutaj nie być. - warknęłam i opuściłam sypialnie

Nie zastanawiając się dłużej wybiegłam z mieszkania. Dopiero kiedy ze zmęczenia musiałam usiąść na jednej z ławek zaczęłam analizować, to co się przed chwilą stało. To przecież niemożliwe, żeby mój Rafał mnie zdradził. Przecież on jest idealny i nigdy nie wywinąłby takiego numeru. Im dłużej nad tym myślałam, tym czułam się coraz gorzej. Moje idealnie poukładane życie własnie legło w gruzach. Co ja teraz zrobię? Chowając twarz w dłoniach dałam upust swoim emocjom. Płynące łzy szybko zmoczyły całe policzki. Czując na sobie spojrzenia ciekawskich ludzi miałam wrażenie, że oni wszyscy wiedzą co się stało i drwią ze mnie. Czułam się taka bezsilna. Nie wiem ile siedziałam w parku. Kiedy dookoła robiło się coraz ciszej zebrałam się w sobie i postanowiłam wrócić do mieszkania. Przez całką drogę powrotną modliłam się w duchu, żeby jego już tam nie było. Oczywiście stało się inaczej. Rafał w najlepsze siedział sobie w salonie ze swoimi "przyjaciółkami". Kiedy mnie zobaczył nawet nie zareagował. 

-Co ty tutaj jeszcze robisz? - zapytałam zaciskając pięści -  Kazałam ci się wynosić. 
-A gdzie miałbym się podziać? Kochanie przestań histeryzować. Siadaj sobie tutaj z nami. - widząc jego uśmieszek, aż we mnie zawrzało  
-Nie rozumiesz po polsku? - krzyknęłam - Masz spadać z tego mieszkania i mojego życia. 
-Pomyślmy? Nie mam takiego zamiaru. Dołożyłem się do czynszu za ten miesiąc więc mogę tutaj zostać. A i Marcelinka i Marlenka zostają dzisiaj na noc. Jeżeli będzie za głośno, to wybacz. No chyba, że chcesz się do nas przyłączyć. - mówiąc to objął ramionami swoje koleżanki
-Ja chyba się przesłyszałam. Dołożenie 100 złotych nazywasz dołożeniem do czynszu? Masz zabrać te swoje panienki i wypierdalać. - krzyknęłam tak głośno, że chyba cały blok mnie słyszał 
-Edytko uspokój się, bo będziesz miała jeszcze większe zmarszczki. - szyderczy ton Rafała skutecznie podniósł mi ciśnienie 
-Rafałku mógłbyś uspokoić to coś? Oglądam mój ulubiony serial i nic nie słyszę. - słysząc piskliwy głosik Marceliny, aż jeszcze bardziej zacisnęłam pięści ze złości, najchętniej przyłożyłabym jej w ten wytapetowany ryj 
-Słuchaj sobie tania dziwko. Nie masz prawa dyktować mi co mam robić. Telewizor też jest mój także swój serialik możesz sobie obejrzeć na suficie. - mówiąc to wyrwałam jej pilota i wyłączyłam telewizor - A ty skończony gnoju masz tutaj swoje pieprzone 100 złotych i wynoś się. Niech przygarną cię te twoje panienki. 

Po tych słowach zaczęłam wyrzucać z mieszkania wszystkie rzeczy Rafała. Nie interesowało mnie, czy cokolwiek się uszkodzi. Zdziwienie sąsiadki, która schodziła schodami było bezcenne. Posyłając jej głupkowaty uśmiech kontynuowałam swoją czynność. Kiedy skończyłam mój, były już chłopak zwymyślawszy mnie od najgorszych opuścił w końcu moje mieszkanie. Zamykając za nim drzwi czułam się okropnie. Osuwając się po ścianie na podłogę nie mogłam pohamować łez. Czułam się strasznie. Co ze mnie była za dziewczyna skoro facet rzucił mnie dla dwóch takich łatwych panienek? Wydawało mi się, że Rafał był szczęśliwy ze mną, a on szukał przygód na boku. Ciekawe ile to trwało? Dlaczego ja nie zauważyłam tego wcześniej?

7 kwietnia 2009 r.

To bolesne doświadczenie bardzo źle na mnie wpłynęło. Przez kilka dni byłam w totalnej rozsypce. Jak na złość na mieście kilka razy wpadłam na Rafała, co jeszcze bardziej mnie dołowało. Jakby tego było mało on zaczął wymyślać jakieś niestworzone historie na mój temat. Czego ja się nasłuchałam od naszych wspólnych znajomych. W jednym momencie stałam się w oczach innych jakąś wredną małpą, która na każdym kroku kontrolowała niewinnego Rafałka. Wyszło na to, że niszczyłam mu życie i on biedny nie wytrzymał i w końcu powiedział dość i odszedł ode mnie. Nie sądziłam, że ktokolwiek uwierzy w coś takiego niestety przeliczyłam się. Z czasem coraz więcej osób zaczęło się ode mnie odwracać. Jak widać nigdy nie miałam prawdziwych przyjaciół. To był kolejny powód do całkowitego załamania. Przez kilkanaście dni całkowicie odcięłam się od świata. Zamknęłam się w mieszkaniu i starałam się jakoś dojść do siebie po ostatnich wydarzeniach. W końcu powiedziałam dość. Skoro ja zostałam potraktowana w taki sposób, to ja mogę tak samo postępować względem innych. Już następnego dnia wcieliłam swój plan w życie. 

Wszyscy dookoła byli zdziwieni moją przemianą. Nagle z cichej, skromnej dziewczyny stałam się kimś zupełnie innym. Zmieniłam nawet styl ubierania. Wszystkie "spokojne" rzeczy wyrzuciłam z szafy, a na ich miejscu znalazły się dość odważne stylizacje. Nieobce w tym okresie były dla mnie imprezy i przelotne znajomości. Chłopaków zaczęłam zmieniać jak rękawiczki. Trzymałam ich wszystkich na dystans. Żadnego z nich nigdy nie zaprosiłam nawet na kawę do siebie. Kiedy chciałam się zabawić przeważnie szliśmy do niego. Oprócz tego przestałam się litować nad kimkolwiek. Zawsze służyłam każdemu pomocą, a teraz mam gdzieś jeżeli ktoś potrzebuje pomocy, czy wsparcia. Jedynie co się nie zmieniło, to mój stosunek do studiów. Do mojej ukochanej psychologi przykładałam się jak nigdy. Trochę to dziwne, bo psycholog, to osoba, która ma pomagać innym, a ja cóż ludzi mam gdzieś. No, ale życie zawodowe i prywatne, to dwie różne sprawy. Z resztą zawsze chciałam pójść w sport, więc tam będzie mnie interesować to co sportowo dzieje się z zawodnikiem. 

30 czerwca 2013 r. 

Z bojowym nastawieniem skończyłam studia z najlepszym wynikiem na roku. W tamtym momencie byłam z siebie cholernie dumna. Pierwsza rzecz, która mi się udała. Nie wspomnę już o tym jacy rodzice byli szczęśliwi. Specjalnie na moją obronę pracy przyjechali z Poznania do Warszawy. Byłam im za to wdzięczna, bo wiem, że na pewno ciężko było im się wyrwać z pracy. Razem ze staruszkami wpadł do mnie także wujek, który złożył mi propozycję nie do odrzucenia. Otóż chrzestny popytał tu i tam i załatwił mi posadę psychologa w klubie z Bełchatowa. Do tego w przyszłym sezonie będę miała nawet szansę popracować z naszą reprezentacją, co mnie trochę zaskoczyło, ale jednocześnie bardzo ucieszyło. Na razie jednak za dwa miesiące czeka mnie przeprowadzka do nowego miasta. Akurat tym się nie martwię, bo przyda mi się zmiana otoczenia...